Syn Boga nie chce umierać za ludzkość i robi rozpierduchę

(zapowiedź na portalu kochamksiazki.pl)

Syn, który odmówił

"Zima mej duszy" Marcina Pągowskiego to kolejna polska książka, w której podstawą jest idea nieco obrazoburcza dla religii chrześcijańskiej - co może oznaczać, że coraz śmielej walczymy z narodowymi świętościami. I choć "Zima" jest przede wszystkim świetną powieścią przygodową, dobrze wiedzieć, że rodzimi fantaści wracają do tradycji kontestowania, wyśmiewania lub po prostu dyskutowania z rzeczami, z którymi przecież prawdziwy Polak dyskutować nie powinien.
Pomysł, leżący u podstaw książki Pągowskiego polega na tym, że syn boży, zesłany na ziemię aby swoją śmiercią odkupić ludzkie grzechy, odmawia. Po prostu. Nie chce umierać za tych, którzy są winni. Mało tego - buntuje się przeciwko swojemu boskiemu ojcu i zabija jego zwolenników. A następnego boskiego potomka, swoją siostrę - wiedzie na pokuszenie. Sprawiając, że ona także odmawia poddania się boskiej woli (ginie zresztą, tak czy siak, bo w końcu Aedonai potrzebny jest symbol).
Cała religijna otoczka, opisana przeze mnie, jest jednak zaledwie backgroundem. Tłem do zestawu opowiadań, dosyć różniących się od siebie stylistycznie zresztą, połączonych postacią bohatera - Hedaarda. Sam Hedaard to natomiast kombinacja Żyda Wiecznego Tułacza z Don Kichotem czy ostatnim templariuszem. To samotnik, nieco zdziwaczały, cyniczny, cierpiący na kilka obsesji, a jednocześnie świetny wojownik i naukowiec, potrafiący czerpać ze swoich doświadczeń. Strateg, historyk i detektyw, miłośnik książek i pięknych kobiet. Źle traktujący pyszałków, ale sprawiedliwie traktujący tych, którzy są rzetelni i uczciwi. Dosyć karkołomne, ale działające zestawienie bon vivanta i pustelnika.
Pągowski pisze sprawnie i dynamicznie, idealnie równoważąc tragizm z poczuciem humoru, nie unikając nagłych zwrotów akcji i zaskakujących puent, a także cytatów z zupełnie innych rodzajów literatury. Podsumowując - sprawny debiut i niezła proza przygodowa.

Monika Frenkiel - kultura.onet.pl

Recenzja na portalu Apeiron Magazine

W dzisiejszych czasach gatunek fantasy stanowi tak rozbudowany i wszechstronny świat, że trudno w nim znaleźć jakąś niewydeptaną jeszcze ścieżkę. Niełatwo też zaskoczyć czymś wyrobionego czytelnika, ale Marcin Pągowski pokusił się o to i odniósł sukces. Jego książka "Zima mej duszy" jest pozycją nie tylko bardzo ciekawą, ale też taką, która naprawdę zaskakuje rozwojem akcji.
Głównym bohaterem książki jest Hedaard, prawdopodobnie wojownik. Trudno powiedzieć, czy na pewno jest to tylko wędrowny zabijaka, bo choć jest wyjątkowo sprawny w walce, posiada też inne talenty i zainteresowania. Ma też własne cele, które starannie ukrywa przed wszystkimi. Nawet ta z kobiet, która w danym okresie dzieli z nim życie, niewiele o nim wie. Siłą rzeczy również czytelnik musi się domyślać prawdy o tym człowieku, choć w końcu zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno ma do czynienia z człowiekiem. Odkrycie prawdy może być szokiem i nie jest to coś, co można przewidzieć na podstawie poznanych już książek fantasy.
Hedaarda poznajemy, gdy w towarzystwie młodziutkiej, nadmiernie pyskatej dziewczyny zjawia się w popularnym zajeździe, prowadzonym przez jego dawną znajomą. Ma tam czekać na pewnego wysłannika, którego propozycja może odmienić nie tylko jego własne życie. Jest już znany, opowiada się o nim różne rzeczy. Jego imię, gdy je podaje, nie przechodzi bez echa i budzi niepokój stałych bywalców. Bardzo szybko okazuje się, że mają oni rację, gdyż jest to początek wielu kłopotów. Kroczy za nim nieszczęście i śmierć, a przecież to dopiero pierwsza opowieść...
Hedaard to właściwie antybohater w świecie, w którym żaden heros nie jest potrzebny. Wszystko tam idzie własnym trybem, zdominowanym przez religię i tradycję. Nawet jeśli cos dzieje się źle, ludzie nie pragną, by ktoś wszczynał w tej sprawie śledztwo, mają bowiem zbyt wiele do ukrycia. W takim świecie bohater książki Pągowskiego jawi się jako żyjący z miecza najemnik, ni to Conan Howarda, ni to Geralt Sapkowskiego. włóczący się w poszukiwaniu kogoś, kto go wynajmie, aż do chwili, gdy czytelnik poznaje jego mroczną tajemnicę. Od tego momentu widać, że książka, początkowo zdająca się być typowym eposem fantasy, jest czymś zupełnie odmiennym. Próżno w niej szukać typowego starcia Dobra ze Złem. Tło wydarzeń stanowi bezsprzecznie religia, panująca w tym świecie i bardzo przypominająca nasze chrześcijaństwo - z jednym, bardzo istotnym wyjątkiem, który rzutuje na wszystko. Jednak układy polityczne i hierarchia kościelna jest taka sama. Również przedstawione problemy są podobne do bolączek, trapiących kościół chrześcijański w okresie późnego średniowiecza. Zachowanie tych realiów sprawia, że książka, mimo elementów fantasy, sprawia wrażenie historycznej sagi, podsycane przez wstawki jak rodem ze starych manuskryptów i opisy ludowych obrzędów, zainspirowane "Dziadami" Mickiewicza.
Autor prowadzi swą opowieść, używając języka nieco mrocznego, dopracowanego literacko, chwilami - w wypowiedziach bohaterów - wulgarnego lub stylizowanego na modłę średniowieczną. W każdym momencie jest to styl, pasujący do danej osoby, do jej pozycji społecznej i wykształcenia. Właśnie dlatego nawet mocniejsze słowa nie rażą tak, jak mogłyby razić użyte w innym kontekście. Książkę czyta się gładko, bez potknięć, a sposób budowania napięcia przez autora budzi prawdziwy podziw. Również wspomniana wcześniej stylizacja nie wypada sztucznie, przeciwnie nawet, jest tak pięknie wpleciona w treść, że nie można jej niczego zarzucić. Również wizualnie prezentuje się bardzo korzystnie: piękna okładka, staranne wykończenie i dobrej jakości, kremowy papier. Odpowiednio duża czcionka i na koniec delikatna, szara grafika na pierwszej stronie każdego rozdziału. Elegancki tom, który wspaniale nadaje się zarówno na prezent, jak i do domowej biblioteki.
W sumie książka jest prawdziwie godna polecenia każdemu, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się gatunkiem fantasy.

Ocena: 4,5/5
Luiza Dobrzyńska - Apeiron Magazine


Recenzja na portalu Elizjon.pl

Und er läßt es gehen, alles wie es will? Pada pytanie retoryczne w jednej z zacytowanych na wstępie "Zimy mej duszy" zwrotek. Jaką grę prezentuje czytelnikom autor, Marcin Pągowski? Niech nikogo nie zmyli jej piękny, liryczny tytuł - to nie romantyczna ballada, a solidna dawka ciężkiego, energetycznego brzmienia w klimatycznej oprawie. Drapieżne gitary z orkiestrą symfoniczną w tle to muzyczny odpowiednik nastroju panującego w pierwszej książce fabrycznego debiutanta. Na wstępie warto zaznaczyć, że kilka wątków przyprawiłoby o stan przedzawałowy przedstawicieli duchowieństwa co najmniej kilku wyznań. Jedno jest pewne, w trakcie poznawania przygód bohaterów "Zimy..." czytelnik nie zamarza z powodu fabularnego bezruchu, co najwyżej czuje zwalniającą w żyłach krew, kiedy trafia na najbardziej przejmujące momenty. Wyobraźnia autora na pewno nie znajduje się w lodowym uśpieniu.
Hedaard nie jest dobrym człowiekiem. Mało tego, specjalnie się nie stara, by to zmienić czy chociaż ukryć. Łamie serca, choć tego nie chce, sprowadza przekleństwo na każdego, z kim się zetknie, kłopoty pod rękę ze śmiercią, eskortowane przez strach kroczą za nim jak smród za proszalnym dziadem. A jednak intryguje, jednak nie sposób się od niego uwolnić, jednak przyciąga do siebie jak ogień ćmy, chociaż jego obecność pali, parzy, przynosi cierpienie. Nie sposób zrezygnować. Nawet jeśli przyjdzie stawić czoła samemu Losowi i wszystkim bogom. Kiedy ten dziwny człowiek pojawia się w karczmie pod Złym Psem, życie tych, których w niej spotyka, jak i jego samego, nigdy już nie wróci do poprzedniego stanu. W końcu nie co dzień wpada na piwo przeklęty syn boży.
Książka Marcina Pągowskiego jest kolejnym (po "Martwym jeziorze") dowodem na to, że choćby wszystko już zostało powiedziane, to ciekawej historii można słuchać codziennie od nowa, bez śladu znużenia. "Zima mej duszy" ma wszystko, co powinna mieć książka rozrywkowa (nie mylić z tandetna): charyzmatycznego, choć wcale nie zbudowanego w nowatorski sposób bohatera (po co udziwniać coś na siłę?), przekleństwo, tajemnice rozgniewanych bogów, pojedynki, krew, łzy zranionych dam i gniew odtrąconych kochanek. Walkę o spokój duszy, zazdrość, żal i smutek, wciąż jednak pachnący końskim potem i świeżą juchą, nie perfumami z haftowanych chusteczek delikatnych dam. Próżno szukać językowej subtelności, bywa topornie, wulgarnie - i dobrze! Dzięki temu wszystko w tej układance do siebie pasuje.
Bardzo podoba mi się ta mieszanka inspiracji, z jednej strony boża córka, która umiera za grzechy ludzkości, z drugiej guślarz wywołujący duchy znaną z literatury romantycznej formułką. Myślę, że takiej sceny dziadów nie powstydziłby się nawet sam Wieszcz. Ciekawe napisane wstawki z "Pisma świętego" (nie, nie chodzi o Biblię), w kilku miejscach ładnie domykają całość i łatają ewentualne informacyjne dziury - jeśli ktoś nie jest domyślny lub nie czytał uważnie, łatwo może się zagubić w gąszczu informacji.
Jedynym zastrzeżeniem, jakie mam do tej książki są bohaterki kobiece, które nie do końca do mnie trafiły, chociaż pojawia się ich stosunkowo dużo, jak na książkę fantasy, a ich zadaniem nie jest tylko ładnie wyglądać i rozkładać nogi przed dzielnymi wojownikami. Mimo że odgrywały ważną rolę, żadna z nich nie zapadła mi w pamięć, nie zaintrygowała choćby w negatywny sposób. Nie potrafię jednak udowodnić, że brakowało w ich psychologicznych sylwetkach czegoś konkretnego - chodzi raczej o bardzo subiektywne, ulotne wrażenie, plączące się gdzieś w głębinach świadomości.
"Zima mej duszy" nie jest literaturą tzw. "wysoką" - i mam wrażenie, że taki właśnie był zamiar autora. Książka jest ciekawa, w odpowiednich momentach trzyma w napięciu, dobrze napisana i przemyślana, nie ma więc powodu by cokolwiek Marcinowi Pągowskiemu zarzucić. Jako pisarz stanął na wysokości zadania, czytelnicy lubiący "brudne" fantasy na pewno będą zadowoleni. Bardzo, ale to bardzo udany debiut.

Katarzyna Frankowska - Elizjon.pl

Thorgal, Wiedźmin, Mordimer teraz Hedaard. Jeszcze trochę a strach będzie otworzyć lodówkę :)

Czytając "Zimę mej duszy" początkowo zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi. Akcja wraz z płatkami śniegu, wtargnęła do spokojniej karczmy, ukazując nagle cała gamę postaci. I może to moje zmęczenia ale początkowo gubiłem się w fabule. Zrozumienie jeszcze utrudniały mi opisy wdzięków kobiecych i.... no nijak nie szło się skupić :)
Słowo za słowem wkraczałem w świat i epoki Hedaarda. Jak się sami przekonacie każde z 3 opowiadań ( które składają się na książkę) dzieje się w innym wieku. Autorowi prowadzącego tak czytelnika dało to dwie korzyści. Po pierwsze mógł zaprezentować cała gamę pomysłów, po drugie zostawił sobie otwarte wrota ( nie furtkę) na przyszłe opowiadania.
Czytałem opowiadania w pewnych odstępach czasowych i choć był to przypadek, dobrze się stało. Każde z opowiadań ma inny styl i inna rytmikę. Do stylu i "melodii" opowiadania trzeba się chwilę przyzwyczajać. Pomimo tego nie jest to wada ale ogromna zaleta. Wolę zjeść trzy różnorodne dania, niż jedno na trzech talerzach :)
"Zima mej duszy" debiut Marcina Pągowskiego jest debiutem udamy. Gdybym miał jakieś uwagi do autora to tylko jedną: dlaczego tak mało?
Marcin zachował się trochę jak stara ciotka, która zrobiła przepyszna szarlotkę a na stół dla gości przyniosła tylko mały kawałek.
Podrażniony w swoim apetycie na Hedaarda proszę o więcej... dużo więcej.

Robert Warzyński - Fabryka.pl

Recenzja na portalu Kocham Książki

Marcin Pągowski debiutuje ze swoją pierwszą książką. Ten 33-letni autor jest z wykształcenia archeologiem i informatykiem (swoją drogą ciekawe połączenie). Fascynuje się fantastyką od wczesnej młodości. Teraz ukazuje się jego pierwsza książka Zima mej duszy.
Recenzowana książka to właściwie zbiór trzech opowiadań powiązanych osobą niejakiego Hedaarda. Kim on jest, nie zdradzę, aczkolwiek charakternik z niego nieziemski i to chyba dosłownie. Przeżył wiele w życiu, widział więcej niż ktokolwiek inny. Jednocześnie kobiety ciągną do niego niemożliwie. Niestety dla jego kochanek nigdy żadnej nie dał na dłuższą metę szczęścia w życiu. Paskudny charakter, nie ma co.
Jak już wspomniałem Marcin Pągowski uraczył nas trzema opowiadaniami (i "appendixem"). Moim zdaniem najlepsze jest pierwsze, od którego tytuł bierze cały zbiór, czyli "Zima mej duszy". Poza Hedaardem pojawiają się w nim Küka i Erien, obecna i była kochanka. Szybko orientujemy się, że główny bohater nie przysparza radości, a raczej utrapienie w miejscach gdzie się pojawia. Dowiadujemy się też więcej o jego tajemniczej tożsamości.
Drugi tekst nosi tytuł "Audovera". Tytułowa postać to kolejna kobieta, która pojawia się w życiu Hedaarda. Łączy ich wiele, więcej niż można przypuszczać, ale... nie będę zdradzał.
Ostatni utwór to "Cena ułudy", gdzie Hedaarda spotykamy z zaskakującej roli, wydawałoby się zupełnie sprzecznej z tym, kim jest naprawdę. Dlaczego zaczął służyć tym, których nienawidzi? Czy może ma w tym jakiś ukryty interes? Na koniec mamy jeszcze Appendix w którym są zamieszczone "Wyjątki z ksiąg i manuskryptów ocalałych z pożaru biblioteki arcyprałackiej w Alteheimburgu". Niestety nie bardzo wiem, jak łączą się one z pozostałymi tekstami.
Trudno oceniać zbiór opowiadań. Zdecydowanie najlepsze, jak już pisałem, jest pierwsze, pozostałe mogą być, dodatek natomiast może być po prostu miłym ozdobnikiem. Czy warto sięgnąć po książkę? Pozwolicie, że odpowiem pytaniem. Czy możecie podarować sobie pierwszą książkę kogoś, kto zapowiada się na dobrego, jeśli nie bardzo dobrego, autora? Marcin Pągowski wydaje mi się kimś, kogo warto czytać. Na pewno sięgnę po następne książki. A wy, drodzy Czytelnicy bierzcie się do Zimy mej duszy, bo dobra.

Kocham książki

Recenzja na portalu Kawerna

"Zima mej duszy", to literacki debiut Marcina Pągowskiego i - co trzeba przyznać - debiut całkiem udany. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie pisze on o niczym nowym, jego książka jest schematyczna i zbudowana na motywach często wykorzystywanych w literaturze przez różnych twórców. Autor udowadnia jednak, że o niektórych sprawach nie napisano jeszcze wszystkiego, a przynajmniej, nie w taki sposób jak on to zrobił. Historia jaką przedstawia to nie bajeczka na dobranoc; jest intrygująca, burzliwa i momentami szokująca. Nie ma tu miejsca na szlachetne postępki, ratowanie dziewic z opresji, niepotrzebne machanie mieczem czy rzucanie zaklęć gdzie popadnie. Wręcz przeciwnie, pełno jest w niej przemocy, brutalnej i krwawej, działań jedynie we własnym interesie i czynów niezbyt chwalebnych, ale trzeba przyznać skutecznych w swym zamyśle.
Książka podzielona została na cztery części, czy też pewnego rodzaju etapy, w długim i bogatym w różnego rodzaju doświadczenia życiu głównego bohatera. Każdy z nich pozwala na lepsze przyjrzenie się tej postaci, poznanie jej pochodzenia i historii, jaka stoi za tym człowiekiem i zobrazowanie, kim naprawdę jest. Heddard, to człowiek bezlitosny i cyniczny, dla którego liczy się tylko własny interes i osiągnięcie zamierzonego celu, nie interesuje go bynajmniej, w jaki sposób tego dokona. Bezwzględny i śmiertelnie niebezpieczny, posiada własny kodeks moralny, a swoje problemy rozwiązuje z wrodzoną nonszalancją i uśmiechem na twarzy. Wszędzie gdziekolwiek się znajdzie sprowadza na osoby w swoim otoczeniu przekleństwo, krew leje się strumieniami, a trup ściele gęsto. Jednocześnie jest szlachetny na swój własny, specyficzny sposób i uczciwy - jego słowo ma swoją wagę. Człowiek, który został napiętnowany przez swego ojca darem, a raczej przekleństwem.
Pągowski przedstawia nam niezwykłą historię, w której poznamy czym jest miłość, choć całkiem inaczej postrzegana, czym zdrada ze strony najbliższych i jak mściwa oraz niebezpieczna potrafi być zakochana niewiasta. Doznamy straty, dowiemy się do czego może posunąć się człowiek, by odzyskać pewną księgę i staniemy się uczestnikami kilku potyczek. Będą tez pojedynki na miecze, pistolety i szczypta magii. Trzeba przyznać, że autor pisze na tyle ciekawie, że naprawdę trudno się od książki oderwać, pomaga mu w tym barwny i lekki język. Fabuła jest spójna i dobrze przemyślana, mamy kilka niespodziewanych zwrotów akcji, odpowiednio umiejscowionych tak, by czytelnik był zaskakiwany. Poszczególne elementy łączą się ze sobą w mniejszym bądź większym stopniu, wątki pełne wartkiej i niesamowitej akcji, w której tempo nabiera rozpędu i kolorytu, przeplatają się z tymi, w których wszystko zwalnia, tak by można było złapać oddech i przygotować się na jeszcze więcej wrażeń. Opisy są dokładne i dopracowane: widać, że autor włożył dużo pracy, by jak najlepiej przedstawić świat, w którym toczy się cała opowieść.
Jedyny znaczący minus powieści to bohaterowie. Poza główną dramatis personae, trudno uświadczyć jednostek wybijających się z tłumu bądź zapadających w pamięć. Duży potencjał miała zdecydowanie postać Küki i pewnej magiczki. Szkoda, że zmarnował się on i nie został należycie wykorzystany.
Zima mej duszy to historia, która na pewno zaciekawi niejedną osobę. Książka dostarcza niemało rozrywki, jest napisana w sposób lekki i przystępny, a do tego wciąga. Polecam.

Jarosław "Korvo" Machura - Kawerna

jako tła użyto grafiki Pawła Gierczaka
copyright © MMXV by Marcin Pągowski